Data: Poniedziałek, 29 sierpnia 2011, 13:29

Pozwany za P2P nie żyje


Nie wiadomo jednak, czy zmarł przed czy po zidentyfikowaniu jego osoby jako podejrzanej łamania praw autorskich. Niemniej jednak twórcy filmu The Hurt Locker i tak na celowniku mają jeszcze ponad 24 tysiące osób.

Z seryjnym składaniem pozwów przeciwko internautom podejrzanym o dzielenie się plikami chronionymi prawami autorskimi wiąże się jedno poważne niebezpieczeństwo - pismo trafić może do niewłaściwej osoby. Nie brak przypadków, że tak się właśnie dzieje. Każe to zadać pytanie, czy osoby odpowiedzialne za przygotowywanie dokumentów nie powinny się bardziej przyłożyć do swojej pracy, by uniknąć tego typu wpadek?

Dzięki przyjęciu założenia, że właściciel łącza internetowego jest jednocześnie tym, którego należy obciążyć odpowiedzialnością za naruszenia prawa wynikające z jego użytkowania, wysyłanie pism do takich osób jest jeszcze w jakiś sposób wytłumaczalne. Należy jednak podkreślić w tym miejscu, że adres IP, po którym identyfikowane są osoby rzekomo łamiące przepisy, nie może zostać uznany za jedyny dowód w sprawie, czego wyraz dawały już sądy w kilku krajach.

Jak jednak wytłumaczyć fakt, że pismo procesowe otrzymuje osoba już nieżyjąca? Jak podaje serwis TorrentFreak, do Sądu Okręgowego Dystryktu Kolumbii trafiło z powrotem pismo wysłane do jednego z podejrzanych w sprawie wytoczonej przez twórców filmu The Hurt Locker. Pozwali oni 24.583 osoby. Powód? Adresat listu nie żyje.

Nie wiadomo jednak, czy osoba ta zmarła przed czy po jej zidentyfikowaniu przez powodów. Raczej nie należy się spodziewać, by twórcy postąpili tak, jak RIAA w roku 2006, gdy po śmierci pozwanego stowarzyszenie postanowiło dochodzić swoich praw od dzieci. Zapewne skończy się podobnie, jak w innych sprawach tego typu - oskarżenie zostanie wycofane, brak jest bowiem woli po stronie powodów, by sąd ocenił materiał dowodowy.

Michał Chudziński
| Drukuj | Zamknij |