Data: Wtorek, 12 kwietnia 2011, 15:48

Namierzą internautę z dokładnością do kilkuset metrów


Namierzenie użytkownika łącza z dokładnością nawet do 100 metrów jest możliwe dzięki metodzie opracowanej przez amerykańskich i chińskich naukowców. Dziś to tylko eksperyment, ale jutro z podobnej metody mogą korzystać reklamodawcy i organy ścigania. Brzmi groźnie?

Istnieją metody określania położenia internautów na podstawie adresu IP, ale są one dalekie od doskonałości. Można ocenić położenie z dokładnością do kilkudziesięciu kilometrów, co nie powinno bardzo nas martwić. Problem w tym, że naukowcy już znaleźli lepsze metody.

Jak podaje New Scientist, dokładniejszy sposób określania położenia został opracowany przez Yonga Wanga z Uniwersytetu Nauk Elektronicznych i Technologii w Chengdu wraz z kolegami z Northwestern University W Evanston.

Naukowcy wykorzystali fakt, że niektóre organizacje trzymają swoje strony na serwerach, które znajdują się w ich budynkach. Pozwala to na określenie adresu IP oraz jego fizycznej lokalizacji. Ekipa Wanga, wykorzystując Google Maps, stworzyła bazę 76 tys. takich "punktów orientacyjnych".

Nowa metoda określania lokalizacji internauty ma trzy etapy. W pierwszym mierzony jest czas potrzebny na wysłanie pakietu danych do celu. Zebrane dane wykorzystuje się do określenia dystansu, co zawęża lokalizację celu do obszaru o promieniu 200 km.

Następnie wysyłane są pakiety danych do punktów orientacyjnych. Jeśli punkt orientacyjny i cel współdzieliły router, naukowcy mogą porównać, jak wiele czasu zajmuje pakietowi dotarcie do każdej maszyny z routera. Wyszukiwanie zawęża się.

W trzecim etapie kontynuuje się poszukiwanie punktów orientacyjnych i porównuje się opóźnienia, aby ustalić punkt orientacyjny najbliższy celowi. Wyniki nie mogą być całkowicie dokładnie, ale przeciętnie udaje się określić położenie celu z dokładnością do 690 metrów. Udawało się nawet osiągnąć wyniki z błędem 100 m.

Co najlepsze (lub najgorsze), metoda nie wymaga żadnej aktywności ze strony namierzanego internauty, jest niezależna od klienta. Aby jej przeciwdziałać, można użyć serwera proxy, ale naukowcy twierdzą, że mogą to wykryć. Będą mieli wówczas wynik pusty, ale nie fałszywy.

Od niedawna na poważnie mówi się o blokowaniu śledzenia w przeglądarkach. Teraz widać, że w przyszłości prośba "nie śledź mnie" skierowana do internetowych reklamodawców może mieć bardziej dosłowny charakter.

Po raz kolejny okazuje się też, że zbieranie pozornie nieistotnych informacji o ludziach może być problemem w przyszłości, nawet jeśli nie wydaje się nim dziś. Informacje o ulubionych stronach nie wydają się wrażliwe, ale ich znaczenie rośnie, jeśli połączymy je z informacjami o miejscach, w jakich przebywamy. Ten problem akcentowany był przez obrońców prywatności już nie raz. Nie chodzi o to, że firma X zbiera tylko dane A i B. Pewnego dnia ta sama firma może uzyskać dostęp do danych C, D i nawet E. Może to nastąpić szybciej niż zdążymy powiedzieć "nie śledź mnie".

Marcin Maj
| Drukuj | Zamknij |